Strony

środa, 18 stycznia 2017

Od Colin'a


Tak jak to miałem w zwyczaju przesiadywałem w swoim zimnym pokoju na poddaszu zupełnie pochłonięty nową lekturą. Postanowiłem zrobić sobie przerwę na przeglądnie ulubionego forum. Nieco nieprzytomny spojrzałem na wyświetlacz i wtedy godzina widniejąca na ekranie startowym wybiła mnie z rytmu, przez chwilę wpatrywałem się tępo w urządzenie.

~ Ch*lera, przecież obiecałem sobie biegać codziennie a już ciemno. -Normalna osoba nie miałaby takiego problemu. Normalna to znaczy nie mieszkająca z moją matką która próbowała zarazić mnie i siostrę swoją chorobliwą strachliwością.
Moje własne postanowienia okazały się silniejsze niż wymysły mojej rodzicielki, po chwili już przebrany biegłem po schodach w dół rozmyślając nad tym jak nie doprowadzić jej do napadu histerii, jednocześnie modliłem się żeby udało mi się wyjść nie zwracając na siebie uwagi. Niestety umknięcie wzrokowi matki nie było możliwe, zanim moje nogi zetknęły się ze skrzypiącymi panelami dolnego piętra drobna czarnowłosa kobieta zastąpiła mi drogę mierząc mnie wzrokiem od stóp po końcówki włosów.
- Jenny wróciła? -Próbując rozproszyć uwagę kobiety zacząłem się rozglądać udając że szukam siostry.
- Spóźnia się. -Mruknęła nadal wpatrując mi się w twarz jakby miała zamiar z niej czytać. Dlaczego akurat teraz, kiedy chcę wyjść ona musi się spóźniać?! Wziąłem głęboki oddech po czym wyminąłem matkę udając się do przedpokoju. -A ty gdzie?! - Wpadła za mną do sieni opierając się o futrynę.
-Biegać. - Jeśli chciałem wyjść nie mogłem postąpić inaczej, rozwścieczenie jej również było wyjściem z sytuacji. 
-O tej godzinie?! Boże, oszalałeś?! -Złapałem kurtkę i założyłem ją ignorując jej krzyki i wzywanie na Boga żebym nie szedł nigdzie sam w nocy po czym opuściłem dom.
Kochałem matkę, niestety po niewyjaśnionej śmierci mojego ojca dostała świra. Wyszedłem przez skrzypiącą bramkę orientując się że na dworze jest zimniej niż się spodziewałem, niestety nie było mowy o powrocie do domu po czapkę. Ruszyłem więc przed siebie próbując pozbyć się poczucia winy ciążącego mi na duszy, próbowałem tłumaczyć sobie że nie robię źle, w końcu jednak zaczęło mnie rozsadzać od środka. Zatrzymałem się, mój ciężki oddech był jedynym co słyszałem przez chwilę. Znajdowałem się w parkowej alejce, zaraz po mojej prawej stronie rozciągał się zamarznięty staw który skrzył się w świetle pobliskich latarni. Postanowiłem zawrócić, spokojnym krokiem ruszyłem w stronę domu. Zbytnio skupiłem się na ciemności spoglądającej na mnie z pomiędzy wiekowych dębów, tym razem zimny dreszcz na moich plecach nie był wynikiem podmuchu wiatru. Z niewiadomych przyczyn poderwałem się z powrotem do biegu. Zdążyłem się porządnie rozpędzić gdy nagle na drodze przed sobą ujrzałem sylwetkę, gwałtownie zahamowałem przez chwilę obejmując ją wzrokiem -upewniłem się że zmierza w moim kierunku. Po chwili uświadomiłem sobie że przyglądanie się jej może wydawać się dziwne, przecież to człowiek jak każdy inny, prawda? W myślach zarzuciłem sobie przejmowanie nawyków staruszki, by śmiejąc się w duszy ze swojej naiwności ruszyć do przodu, ciągle jednak czułem chłodny dreszcz przebiegający raz po raz przez moje ciało.


<Ktoś?>

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz