Od Carmine

Zakładałam na siebie pokrwawioną sukienkę. Na stoliku obok mnie leżał błyszczący szkarłatnie kawałek szkła, a na łózku za mną wciąż ciepłe ciało. Mała lampa oświetlała groteskowe cięcia i głębokie rany na jego skórze, pasujące idealnie do rozmiarów szkiełka.
Sam sobie zasłużył. Zranił mnie, bo nie chciał płacić. Przyłożył mi to szkło do szyi, a zadrapanie nawet nie krwawiło, ale bolało. Długo i mocno wbijałam w niego szkło, aż zdechł.
Gdy skończyłam się ubierać zaczęłam przeszukiwać jego rzeczy. Mrrr, gruby portfel. Jemu się już nie przyda.
Wyszłam z pokoju, który najwyraźniej służył temu ścierwu jako miejsce schadzek. Księżyc stał wysoko, a moje ubranie kwitło czerwonymi kwiatami, więc skierowałam się do mojego ukochanego mieszkania. Na dzisiaj koniec roboty.
W domu od razu wrzuciłam sukienkę do miski z wodą i odplamiaczem. Nago zaczęłam szukać jedwabnej halki, której używałam do spania. Gdy wreszcie się znalazła, a leżała iście utopiona w falbankach kapy zakrywającej potężne łóżko.
Wzięłam długi prysznic. Rozpuściłam włosy i dokładnie je umyłam. Potem jeszcze przez długi czas je suszyłam i czesałam, wreszcie założyłam halkę i rzuciłam się na łóżko. By zasnąć potrzebowałam tylko kilka sekund.

Wstałam po poludniu. Uszykowałam się, splotłam włosy, porządnie ubrałam i wyszłam coś zjeść.
Pieniędzy mialam dość, a nawet więcej. Meble kupowałam jak najlepsze, niektóre suknie miałam szyte na miarę. Takie życie mi odpowiadało.
Wstąpiłam do jakiegoś lokalu, restauracji czy czegoś takiego...

< Ma ktoś ochotę kontynuować? >

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

^