Od Elizabeth CD Carmine

- Nikiel, masz kolejnego pacjenta! - głos mojej siostry Elizy wyrwał mnie znad lektury.
- Co tym razem? - spytałam, wstając z mojego fotela
- Rana postrzałowa w ramię, kula nadal się w nim znajduje - ubrałam fartuch i maskę, a włosy związałam w kucyka i założyłam kaptur od bluzy, znajdujący się pod fartuchem
Pacjent czekał już na mnie w gabinecie, przyszykowany do zabiegu. Znałam go, nazywał się Joe. Na oko miał około trzydziestu lat, był łysy, wysoki, a rana z jego ramienia obficie krwawiła. Był już u mnie trzeci raz w tym miesiącu.
- Zapłacił? - spytałam siostrę, na co twierdząco pokiwała głową - Ze znieczuleniem czy bez? - spytałam mężczyzny
- Bez - odpowiedział przez zaciśnięte zęby
Idiota. To na pewno będzie boleć.
Zabrałam się do pracy, czemu wtórowały okrzyki bólu mężczyzny. Na szczęście kula trafiła w odsłonięte miejsce, dzięki czemu nie musiałam się tak bardzo martwić możliwością dostania się zakażenia. Kulę udało mi się wyciągnąć szczypcami, ból sprawił, że pacjent zemdlał. Moja praca stała się przez to łatwiejsza. Oczyściłam ranę, a następnie ją zszyłam i założyłam opatrunek. Tyle powinno wystarczyć.
- Gdy wstanie, zawołaj mnie - zwróciłam się do siostry
Wróciłam do mojego pokoju i że spokojem dokończyłam zaczętą wcześniej herbatę, która niestety stała się już zimna. Zauważyłam, że powoli zaczynała mi się kończyć. W międzyczasie zaczęłam przyglądać się moim ślimakom oraz podziwiałam ścianę złożoną z dużej ilości akwariów; w których znajdowała się moja kolekcja.
~***~
Gdy Joe obudził się, udałam się do niego i zmieniłam mu opatrunek.
- Dawno nie słyszałam, aby ktoś tak bardzo krzyczał – powiedziałam do niego – krzyczałeś gorzej niż jakaś mała dziewczynka- dodałam wrednie
- Oj Nikuś, przesadzasz.
- Jeśli jeszcze raz mnie tak nazwiesz, to wszyję ci tę kulę z powrotem w ranę. - miałam ochotę wbić mu właśnie czyszczoną igłę w ramię, ale powstrzymałam się. Moja pierwsza i chyba jedyna zasada - nie ranię dopiero co wyleczonych pacjentów.
- No dobrze.. przepraszam. To może chociaż zdradzisz mi swoje prawdziwe imię albo pokażesz twarz?
- Nie. Możesz już sobie pójść. Następnym razem uważaj, policja na pewno już na ciebie poluje.
- Dam sobie radę – uśmiechnął się szeroko i wyszedł z gabinetu. Wróciłam do mojego pokoju i przebrałam się.
Postanowiłam udać się do miasta, by uzupełnić mój zapas herbaty. Dzień był pochmurny, na szczęście było ciepło i nie padał deszcz. Udałam się do mojego ulubionego sklepu tego typu i zakupiłam to, co miałam w planach. W drodze powrotnej wstąpiłam do kawiarni, w którym często zdarzało mi się występować. Dzisiaj też miałam zamiar tu zaśpiewać. Zamówiłam herbatę, a następnie udałam się do pokoju szefa, gdzie miałam się przygotować.
Gości na sali nie było bardzo dużo, ale prawie wszystkie stoliki były zajęte. Występ przebieg bezproblemowo, a goście na sam koniec bili brawo. Uśmiechnęłam się i pożegnałam się z nimi, schodząc ze sceny.
W tłumie nie zauważyłam nikogo specjalnego. Nikt się niczym nie wyróżniał. Starsze małżeństwa, matki z dziećmi, nie najmłodsi mężczyźni oraz samotne kobiety. Nie było nikogo, na kim mogłabym zawiesić, chociaż na chwilę oko. Na ten dzień nie miałam zaplanowanego żadnego zabójstwa, dlatego chciałam zabawić się z kimś zupełnie losowym, ale wyróżniającym się czymś. Tylko to było powodem mojego dzisiejszego występu – znalezienie ofiary.
Opuściłam lokal, po wcześniejszym zabraniu swoich rzeczy. Pistolet, z sześcioma specjalnymi nabojami, miałam schowany pod kurtką, a mój ukochany sztylet miałam przyczepiony do uda, był on ukryty pod spódnicą. Założyłam kaptur na głowę i udałam się w stronę mojego domu. Było już ciemno. Oczywiście wybrałam najkrótszą możliwą drogę, prowadzącą przez kilka „ciemnych i niebezpiecznych uliczek”. Głupota, prawda? Ale ja się nie bałam. Umiałam się obronić. W jednej z takich uliczek usłyszałam za sobą czyjejś kroki. Automatycznie jedna moją ręką sięgnęła do pistoletu, a druga do sztyletu. Czekałam na ruch mojego obserwatora. Nie musiał być mordercą, mógł być zwykłym mieszkańcem, chcącym mnie ostrzec. Wolałam być jednak ubezpieczona – w razie czego miałam sensowną wymówkę „Ta broń jest tylko do obrony!”. Poczułam, że ktoś chwyta mnie za ramię. Powoli się odwróciłam.

<Carmine? >

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

^