Od Elizabeth CD Carmine

- Witam, to może twoje? – kobieta o miłym wyrazie twarzy spytała się mnie.
Wyglądała dość znajomo, możliwe, że wcześniej widziałam ją w klubie. Na oko była trochę starsza ode mnie, byłyśmy podobnego wzrostu, ale z wyglądu była moim przeciwieństwem. Ciemne oczy, kasztanowe włosy, które były niesamowicie długie. Spięte w gruby warkocz, sięgały jej co najmniej do wysokości kolan. W dłoni trzymała złoty zegarek, który na pewno nie był mój. Kiedy chciałam powiedzieć, że to nie moje, moją uwagę przykuł mały czerwony punkt znajdujący się na jego tarczy. Niepokoił mnie, więc wzięłam zegarek do ręki i zaczęłam się mu przyglądać. Gdy udało mi się zdjąć tą czerwoną kuleczkę, zorientowałam się, czym naprawdę była.
Mały lokalizator GPS, idealnie nadający się do szpiegowania. 
Dziewczyna patrzyła z zaciekawianiem na to, co robię. Po co chciała mi dać ten zegarek? By mnie zacząć szpiegować (może wie kim jestem) lub to po prostu zwykł przypadek? Lokalizator zrzuciłam na ziemię, a następnie rozdeptałam go by mieć pewność, że już nie będzie działać.
- Skąd masz ten zegarek? - spytałam nieznajomej, cały czas uważając na każdy jej ruch 
- Widziałam jak wypadał ci z torebki, więc go podniosłam - odpowiedziała, a na jej twarzy zawitał niezwykle miły uśmiech 
Jej głos i reakcje nie wskazywały na to, że kłamała. Mówiła prawdę, albo po prostu była dobrym kłamcom. 
- Niemożliwe. On nie jest mój. Nie mógł wypaść z mojej torby. 
- Wypadł. - wskazała na moją torbę - Jest otwarta. 
Zdenerwowałam się, ale nie dałam tego po sobie poznać. Dziewczyna mówiła prawdę. Gdy chciałam przejrzeć torbę, by poszukać innych niespodzianek lub odnaleźć braki, zauważyłam postać zmierzającą w stronę moją i nieznajomej. Postać poruszała się prawie bezszelestnie, zauważyłam ją tylko dlatego, że światło pochodzące z lamp ulicznych odbijało się w broni trzymanej przez nią w ręku.
Jeszcze tego mi brakowało. Teraz to na pewno był morderca. I prawdopodobnie to ja miałam być jego ofiarą. 
Gdyby nie obecność długowłosej, mogłabym tajemniczą postać bez problemu zabić, ale w jej obecności to było by ciężkie. Oczywiście, dziewczynę mógłby spotkać podobny los co postać, ale nie dałam bym rady przetransportować na raz dwóch ciał. A nie lubię zostawiać po sobie śladów w takim wydaniu.
Postać zatrzymała się i wykonała ruch ręką, rzucając przedmiot, który znajdował się w jej dłoni. Prawdopodobnie nóż lub sztylet zmierzał w kierunku mojej towarzyszki, nie zdającej sobie sprawy z tego. Miałam tylko sekundę na decyzję - pozwolić jej tu zginąć lub uratować. Pierwsza opcja oznaczała by, że ten drugi morderca mógłby wrobić mnie w zabójstwo dziewczyny. Było to mało prawdopodobne, ale wystarczyło, bym podjęła decyzję. Pociągnęłam dziewczynę do siebie, mówiąc nic nie znaczące "uważaj", prawie ją przy tym przewracając Sztylet, zamiast w jej głowie wbił się w budynek znajdujący się za nami. Dziewczyna najwyraźniej zorientowała się, co się właśnie stało i pewnie wstała.
Tajemnicza postać wyłoniła się z cienia. Był to mężczyzna, na oko miał około 28 lat. Głowę miał całą wygoloną, a na niej znajdowały się liczne tatuaże. Ubrany był cały na czarno. Tym razem w dłoni trzymał pistolet skierowany na nieznajomą. Powoli zaczął do nas podchodzić.
- No proszę, proszę, kogo my tu mamy. - powiedział - Carmine i Elisabeth, jak miło. Ubiję dwie pieczenie na jednym ogniu. Ale nie martw się, Elisabeth - teraz zwrócił się do mnie - ciebie mam tylko porwać dla okupu, ale mogę się troszkę tobą zabawić. A ciebie, Carmine - tym razem zwrócił się do mojej towarzyszki - a ciebie mam po prostu zabić. 

< Carmine? >

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

^